Witam. Chciałbym wam zaprezentowac próbkę swojej poezji. ;) To mocno pisuarowe wiersze i uważam, że są do luftu, ale chętnie posłucham opinii... ;) Zamieszczam cztery wiiersze, ale wystarczy przeczytać jeden by mieć zdanie.
Zwierciadło
Od niedawna mam w domu Zwierciadło Nie jest za małe, czasem bywa tylko za duże Stało się częścią Mnie, bo wciąż Mi towarzyszy To zwierciadło myśli Myśli dobrych i złych Jego terenem łowieckim jest ilość wolnego czasu Gdy masz dużo czasu, zawsze Cię dopada Jest strasznym brzemieniem, gorszym niż głaz Jest jak pasożyt, którego żywicielem są twoje uczucia A ulubionym pokarmem strumienie łez Jest jak terrorysta – jego celem jest wywołanie strachu Boję się przecież przyszłości, choć jej nie odgadnę Chce rozgłosu – przecież przyszłość też budzi rozgłos, gdy rysuje się ciekawie. Wstaję rajo, piję herbatę Zawieszony między jednym ekranem a drugim Tworzę te dziwne wiersze i historie Wsłuchuję się w mistyczne brzmienia house I wciąż myślę Myślę i myślę… Czy się zamartwiam? Nie, bardziej oczekuję Oczekuję do końca niewiadomo na co Wszędzie Ty, wszędzie Twoja twarz I niepokój gdzie jest mój najcenniejszy Skarb Myśli są tak różnorodne, że chętnie wlałbym je do kufla A potem przeliczył i przelał do osobnych buteleczek Pewnie tak jak alkohol, mają barwę złota Bo złoto to My i to co Nas łączy. Telewizor i komputer to moi jedyni towarzysze Zwierciadło stało się tym trzecim Bo przecież Ja wciąż myślę… Czy wiesz, że widzę Cię już nawet gdy piję wino? Wino, kiedy jest czerwone… Jakże przypomina barwę serca, które gdzieś tam bije dla Mnie Twoja twarz odbija się w czerwonej lub białej Barwie cudownego alkoholu, Wytrawnego i szlachetnego jak Ty sama A gdy zanurzam w nim usta Przypominam sobie słodki smak Twoich ust I wciąż myślę, a na twarzy kwitnie Mi uśmiech Gdy siedzę na plaży by powitać wschód słońca Lub wchodzę na wieżę czy idę na pola, by podziwiać jego zachód W takich chwilach brakuje Mi Cię najbardziej Chcę byś była obok, chcę cię delikatnie objąć Bo przecież tak lubisz zachody słońca W jego pomarańczowym blasku widzę natomiast Nas Przytulonych i patrzących sobie w oczy A potem przewijany film w jakości HD Z Naszych wszystkich chwil I wciąż myślę… O Tobie, o Nas, o Przyszłości Jaka jest Przyszłość? Przerażająca i intrygująca Ale przede wszystkim pełna Ciebie. Tak jak przeszłość. Czy przed Tobą Poza cudownymi chwilami w czasie podroży Była jakaś przeszłość? Nie sądzę…
Prawdziwy związek
Pierwsze spotkanie było dziwne Spotkaliśmy się w miejscu tajemniczym Stare, poniemieckie miasteczko Ciche spokojne, złowróżbna atmosfera A jednak właśnie tu się to stało Oboje byliśmy z dużego miasta Miałem siedemnaście lat, gwoli wyjaśnienia Ale ona – trochę mniej Była otwarta, seksowna, gadatliwa Niewiele musiałem robić Od razu wiedziałem – to jest ten właściwy materiał To jest, to czego poszukuję Czego każdy mi pozazdrości Będzie mi oddana i posłuszna A przynajmniej – będzie musiała Oboje przyszliśmy na jakąś małą dyskotekę, wiejską Jakże to naiwne, powiecie Dwójka nastolatków mieszka w tym samym dużym mieście A tu spotyka się na jakiejś wiejskiej dyskotece! Tylko jedno było, co Nas różniło Ona była imprezowiczką i to gorliwą Ja – trochę gorszy w tej kwestii Na biby, owszem, chodzę, ale kiedy mi się zechce Raz tak, raz nie Wszelkie sprzeczności natychmiast jednak znikły Musiały zniknąć… Albo chodzi na imprezy ze mną Albo nie chodzi na nie wcale To dziewczyna ma się dostosowywać do chłopaka Nasz pierwszy raz miał miejsce nad jeziorem Powiedziała mi, co musiałem wiedzieć W moich ramionach wylała z siebie radość, smutki, cnotę, stres Pokazała Mi, że nie tylko ładna buzia, Piersi, odkryty brzuch i skąpy strój Pociągają Mnie w Niej Sam już dzisiaj nie wiem Czy więcej jest tam cielesności, czy też mistycyzmu Ale jedno jest pewne Po tamtych piętnastu minutach wiedziała już, Że jest tylko moja, ciałem i duchem Na zawsze… I, że musi spełnić to, czego oczekuję Czego oczekiwałem od wszystkich dziewczyn Wszystkie Moje pragnienia Tak się dzieje Jest mi oddana, wielbi tylko mnie Gdy wita się z jakimś chłopakiem, natychmiast żądam wyjaśnień Muszę znać każdą jej przyjaciółkę. Ona nie robi mi wymówek, gdy oglądam inne dziewczyny I analizuję je wnikliwie, przeważnie do pasa w dół chłopak to przecież co innego Musi się przyjrzeć, ocenić, namyślić Potrzebuje czasu… Raz nie przyszła na nasz umówiony wieczór W zamian musiała nagrodzić mnie długim namiętnym pocałunkiem Tuż pod murami swojej szkoły Innego razu nie stawiła się na wycieczkę, Na którą się przygotowałem I za którą słono zapłaciłem, ale do diabła z kasą Dla miłości można ją czasem poświęcić Bardzo mnie potem przepraszała, ale to nie wystarczyło Byłem nieugięty Zażądałem wieczoru To była długa noc Musiała dać mi noc uniesień, prawdziwego zbawienia, Które zmyło ze mnie gniew… Więcej wpadek z Jej strony już nie było Następnym razem patrzyłem jak woda oceanu podmywa jej piersi ładnym dotykiem A słońce błyszczy w jej opalonym nagim ciele I wiedziałem, że jest moja na zawsze, cokolwiek bym zrobił Nie akceptuję zdrad i humorów Bo związek musi być idealny Aby każdy Mi go zazdrościł i o nim zamarzył… [b]
Metalu fani = muzyki zakała
To nic, że gramy jak dwadzieścia lat temu, Nic, że nierówno wchodzimy w refreny a tak naprawdę nie wiemy co to jest Słuchamy i podniecamy się Bo metal to nasz muzy wieszcz To nic, że nie ma nas na listach przebojów Że nie jemy normalnego jedzenia hamburgerów ani coca coli wolimy prochy, używki, dragi... My jesteśmy jebane metale My jesteśmy jebane metale chodzimy do szkoły zajaranej gdzie od gnębienia nas mamy złe znamię To nic, że nie wiemy jak się modnie ubierać To nic że nosimy stare podarte łachmany To nic że wyglądamy jak narkomani I chuj że wolimy wydawać niż zbierać i zarabiać Pal licho, że nie mamy ładnych fryzur na głowach Na łbach zamiast włosów Mamy przecież śmieci, ale co tam... Liczy się subkultura Nikt nas nie kupi ani na nas nie zarobi My jesteśmy jebane metale Muzyki metal fani co do nich mówią "pedale" chodzimy do szkoły zajaranej gdzie od gnębienia nas mamy złe znamię To nic, że nie mamy sygnetów na palcach To nic, że nie umiemy schludnie wyglądać To nic, że nie gramy ludziom do tańca To nic, że nie wracamy w nocy do domu To nic, że wolimy piwo zamiast drinków Lubimy tatuaże i chłopców... My jesteśmy jebane metale, których nikt nie szanuje wcale Pijemy na ulicach, brukach, klatkach Chodzimy do publicznej szkoły zajaranej gdzie od gnębienia nas mamy złe znamię To nic, że nie wiemy, jak się dobrze zachować Że pojęcie kultura to dla nas abstrakcja To nic, że na dupach mamy stare dżinsy lub legginsy Tylko głos mroku ulicy Zamiast klimatu, rozrywki i elektrycznych rytmów Pierdolona era metal, której znamy każdy detal To nic, że ludzie przezywają nas EMO To nic, że jesteśmy marginesem cywilizacji A zwykła młodzież zamyka nas w dziwaków ubikacji... Pierdolona era metal Spuśćmy My ją w dziejów przepaść!
]Najstraszniejsza broń
Istnieje pewna przerażająca broń Najstraszliwszy ze wszystkich oręż Oręż który towarzyszy ludzkości od zawsze Techniki walki, cywilizacja, postęp, ludzkość To wszystko ulegało zmianie Stawało się lepsze, nowocześniejsze Stare ustępowało miejsca nowej świeżości Ale ta broń nigdy się nie zmieniła Pozostała ta sama, niezmieniona Zabójczo groźna i ukrywana Niebezpieczniejsza w zależności od tego, kto ją posiądzie. Może ją mieć każdy, kto wnikliwiej poszuka, Odkopie, zanalizuje, ubierze w odpowiednie słowa Jest to broń potężniejsza od noży, pistoletów, karabinów, Silniejsza od armat, artylerii, czołgów, wozów bojowych, bombowców Aby nią zaatakować, nie trzeba przelewać krwi A przede wszystkim Jest to broń gorsza od oszczerstw i kłamstw Gorsza od manipulacji Tą bronią właśnie dysponują silni ludzie Ta broń to PRAWDA Skrywana, bolesna, wstydliwa Tylko nią prawdziwie zaszkodzisz swoim wrogom Bo większą siłę rażenia od Niej może mieć tylko broń jądrowa…
|